Czandigar

Na wschód od Amritsaru pola uprawne wyglądają zupełnie inaczej niż dotychczas. Nowoczesne rolnictwo, ciągniki zamiast bawołów, gęsta sieć irygacyjna. Każdy sikh przyzna, że Pendżab to spichlerz Indii. W autobusie czytam w „Hindustan Times”, że do Pendżabu przyjechała delegacja rolników nepalskich, uczyć się wydajnych metod uprawy ryżu.

Jedziemy na wschód, do Czandigaru (Chandigarh). Późnym wieczorem autobus wyrzuca nas w tłum autorykszarzy. Jedziemy ulicami miasta, nie wierzymy własnym oczom: szerokie aleje, przegrodzone szpalerami wysokich drzew. Ronda-klomby. Po obu stronach drogi również drzewa, trawniki i dopiero parkingi, na których zamiast rowerów i rykszy, stoją samochody.

W Polsce nie zwrócilibyśmy na to uwagi, ale tutaj patrzymy na Indusów na tle betonowych budynków, jak na jakiś dziwny kolaż.

Idziemy do hotelu, po drodze mijamy restaurację mięsną i sklep „monopolowy”. Indie?

Czandigar jest miastem od początku do końca przemyślanym i zaplanowanym. W 1950 roku Le Corbusier otrzymał od rządu indyjskiego intratną propozycję, dokończenia projektu urbanistycznego, rozpoczętego przez Alberta Mayera i Macieja Nowickiego. Indiom chodziło o stworzenie miasta-wizytówki kraju blisko granicy z Pakistanem, a jednocześnie o osłabienie wpływów sikhów, we wschodnim Pendżabie, odłączonego później w odrębny stan, Haryana. Czandigar jest stolicą obu tych stanów (stolica kolonialnego Pendżabu pozostała ostatecznie w Pakistanie).

Miasto, składające się z betonu i zieleni, podzielone jest na sektory, okolone szerokimi arteriami, które schodzą się ze sobą na rondach. Pierwszy rząd budynków to niemal zawsze arkady, na dole sklepy, na górze biura, w głębi są kwartały mieszkalne. Domy, również z betonu, jednorodzinne, wyglądają jak hinduski odpowiednik Notting Hill. Wszędzie beton. Nawet posążek Ganesha jest z betonu przed jednym z muzeów.

Dzisiaj wszystko to wygląda jak toporne i surowe budowle z PRL-u. Jednak przyjazne mieszkańcom miasto przypadło do gustu zarówno hindusom jak i sikhom: liczy obecnie ok. miliona mieszkańców i jest jednym z najbogatszych miast Indii, przynajmniej jeżeli chodzi o wysokość zarobków.

Le Corbusier nie przewidział, że indyjskiej różnorodności nie da się uporządkować tonami betonu, asfaltu i szpalerami drzew. W podcieniach ulic śpią bezdomni ludzie, którzy swój dobytek trzymają w workach na gzymsach arkad. Stara hinduska pali na środku chodnika ognisko i praży na nim orzechy na sprzedaż. Mijamy barwny orszak ślubny pana młodego, w rytm głośnej muzyki zmierzający na wesele do włoskiej restauracji. Pod zwałami betonu tętni indyjski żywioł.

Kręcimy się wokół budynku Sądu Najwyższego, który również jest uważany za perłę architektury tamtego okresu. Niemal siłą wciskamy się z ciekawości do siedziby miejscowej rady adwokackiej – panowie w turbanach i togach siedzą na sofach porozstawianych w czworoboki, popijając czaj. Na ścianie telewizor, breaking news: jakaś młoda gwiazdka Bollywoodu wychodzi za mąż.

Nazwa Czandigar pochodzi od imienia bogini Chandi, której świątynia, Chandi Mandir, znajduje się w pobliskiej Panchkuli, ale Indusi ochrzcili je drugim imieniem „The beautiful city”. W takim razie Kielce też są piękne.

Michał

0_c

1_c

2_c

3_c

4_c

5_c

6_c

7_c

8_c

9_c

11_c

13_c

14_c

15_c

1 Responses to “Czandigar”


Leave a Reply