Labuanbajo, 2 lutego 2010
Entuzjazm związany z byciem w drodze mija po trzech dniach nieustannej tułaczki. Uwielbiam siedzieć na dworcach autobusowych czekając na spóźniający się autobus, spać na pokładzie promu lub po prostu gapić się przez okno pociągu, ale tym razem miałam już trochę dość. Okazuje się, że wybrana przez nas do eksploracji Nusa Tenggara jest najbiedniejszą i najtrudniejszą do podróżowania częścią Indonezji, może za wyjątkiem Papui-Nowej Gwinei. Rozrzucona na kilku górzystych wyspach, jest nie lada wyzwaniem i docierają tu tylko podróżnicy długodystansowcy.
Gdybyśmy jednak nie tłuki się tyle czasu, żeby dotrzeć do naszego najbliższego celu, nie spotkalibyśmy Jego. W drugim nocnym autobusie na Sumbawie, w ciemności, usłyszeliśmy głos: „To wy z Polski jesteście?”. Tak poznaliśmy Krzysztofa, który jechał w tym samym co my kierunku. Większe wrażenie niż ta znajomość zrobił na mnie chyba tylko pewien niezwykle uroczy „łowca uśmiechów”. Spotkałam go kilka lat temu w centrum Warszawy, czekając na Michała pod jego pracą. Powitał mnie słowami: ”Jaki piękny uśmiech. Jest Pani moim dwadzieścia trzy tysiące siedemset dwudziestym szóstym uśmiechem”. Gdy po chwili konsternacji odzyskałam mowę i zaczęliśmy rozmawiać, starszy dżentelmen wyjaśnił, że zbiera uśmiechy w zamian za dobre uczynki od 14 roku życia, ale czasami dostaje je bezinteresownie. Tak jak teraz ode mnie.
Podobny przypływ pozytywnych emocji jak tego letniego dnia w Warszawie poczułam słuchając historii Krzysztofa. O tym, jak wylądował w hotelu robotniczym na Malediwach i codziennie wypływał w morze z łowcami egzotycznych rybek dla akwarystów. O tym jak szaman na Fidżi próbował leczyć go z dziwnej choroby stawów. O tym, jak utknął na Kiribati na dwa miesiące, bo częściej nie pływają tam statki, a na samolot nie miał pieniędzy. O tym jak przez kilka miesięcy pracował w polu na Samoa, razem z innymi wieśniakami, aby móc dłużej pobyć na wyspach. Innym razem jak na Tonga przez tydzień pilnował rezydencji dalekich potomków polskiego rodu szlacheckiego, którzy wyjechali zagranicę w ważnych sprawach. Jak samodzielnie skonstruował osłonę do aparatu fotograficznego, by fotografować florę mazurskich jezior. Krzysztof ma jedna miłość, a tą miłością są rafy koralowe. Tropem raf i atoli przemierza więc pomału Pacyfik. Nie ma pieniędzy na nurkowanie, ale jest doskonałym pływakiem i gdzie tylko nadarza się okazja, zakłada swoje okularki pływackie i daje nura pod wodę, w świat koralowców. Jak nie nurkuje to brata się z miejscową ludnością, u której też często mieszka. Tak było w sennym i deszczowym miasteczku Sape, gdzie zniknął niespodziewanie na cały dzień. Powiedział, że zasiedział się na telewizji (???), oglądał w wiosce „Wejście Smoka” (???), po raz trzeci już, ale to nic, bo po angielsku było, więc mógł poćwiczyć przynajmniej język.
Krzysztof ma sześćdziesiątkę na karku, choć wygląda o piętnaście lat młodziej i pochodzi z niewielkiej miejscowości na Śląsku. Całe życie pracował na państwowej, niezbyt pochłaniającej go posadzie, w zakładzie komunalnym, która zostawiała mu czas na podróżowanie myślami bardzo daleko, na wyspy Pacyfiku. Pochłonął wszystkie książki podróżnicze znajdujące się w bibliotece publicznej, od Arkadego Fiedlera po opowieści o sławnych polskich żeglarzach jak np. Teliga. Tak długo się przenosił myślami w dalekie kraje, aż w końcu udało mu się uzbierać na pierwszą podróż. Wtedy przepadł, podróżowanie stało się wartością nadrzędną i zaczęło się życie od podróży do podróży. Krzysztof jest dla mnie dowodem ogromnej pasji i determinacji, tego, że jak się naprawdę pragnie podróżować to przeszkodą nie są ani pieniądze, ani słaba znajomość języka, obsługi komputera, czy wiek. Jedyne na co narzeka Krzysztof, to: „(…) na starość zaczyna mi dokuczać trochę samotność”.
Gdy się rozstawaliśmy, powiedział „Cieszę się, że Was spotkałem, w końcu sobie z kimś swobodnie porozmawiałem, podnieśliście mnie na duchu.”
Agi

śniadanie na promie: ostatnia sucha krakowska od Mammy!
Cudownie! Wspaniała historia… Wspaniały człowiek!
Lubię Was czytać i zawsze robię to hurtowo, bo jak się dorwę, to nie potrafię przestać. Buziaki!!