Riders of the Storm

Labuanbajo, 7 lutego 2010

Najlepszym i najtańszym sposobem na zbadanie interioru górzystej dżungli, która porasta praktycznie całą Flores, jest motor. Wypożyczamy więc yamahę i ruszamy na poszukiwania górskiego jeziora, na północny wschód od Labuanbajo.

Wszystko dobrze tylko pierwszy raz prowadzę taki motor, w dodatku z pasażerem, w kraju gdzie ruch uliczny jest lewostronny, drogi kiepskie, a im wyżej, tym gorsze, a do tego jeszcze mamy porę deszczową. Nic to, ruszamy.

Opuszczamy port i jedziemy pnącą się do góry serpentyną, urzeczeni krajobrazem. Pora deszczowa, oprócz braku turystów, ma też inne zalety: zieleń jest niesamowicie soczysta, w nawodnionych polach ryżowych odbijają się chmury jak w tafli jeziora. Palmy, bananowce, drzewa bambusowe, gigantyczne paprocie, okalają drogę po obu stronach. To dlatego Portugalczycy nadali wyspie nazwę „Flores”. Co jakiś czas mijamy prześwit, przez który widać zielone wzgórza wyspy, pracujących na polach wieśniaków, a dalej ocean i kontury innych wysp archipelagu. Podróż przez Flores to jak wycieczka przez gigantyczną oranżerię albo ogród botaniczny. Kipiąca zewsząd fantazyjną zieleń szczelnie wypełnia całą wyspę, a nad nią wisi ciężkie, nasączone niczym gąbka, tropikalne niebo pory deszczowej

Pół godziny po wyruszeniu spada pierwszy deszcz, pół godziny po tym jak przestało padać wysycha nam ubranie. Godzinę później kolejny deszcz. I tak dalej. Bujna roślinność paruje i często, szczególnie wyżej, jesteśmy ponad chmurami, mimo że nie przekraczamy 1600 m. n.p.m.

Droga coraz gorsza. Gdy zjechaliśmy na wiejską dróżkę prowadzącą do jeziora, zamiast asfaltu pojawiły się kamienie, potem strumienie przecinające drogę w poprzek. Dalej trasa prowadziła, wznosząc się i opadając, przez dolinę i liczne wioski. Tego właśnie szukaliśmy – tradycyjnego życia mieszkańców. Chociaż coraz częściej tradycyjne chaty z bambusa i strzechy z liści palmowych zastępuje beton i blacha, wsie położone z dala od głównych dróg, zachowały swój urok.

Podczas gdy zachodnie wybrzeże Flores jest głównie muzułmańskie, im bardziej w głąb wyspy, tym więcej kościołów. Większość chrześcijańskich wsi jest katolicka, gdyż pierwszymi odkrywcami z Europy w tej części świata byli Portugalczycy, ale są też protestanckie zbory, stanowiące ślad po Holendrach. Islam przywieźli tu na statkach arabscy kupcy żeglujących w średniowieczu do Indonezji po drzewo sandałowe, gałkę muszkatołową oraz inne przyprawy.

Mniej więcej 20 kilometrów od celu nastąpiło oberwanie chmury, droga zmieniła się w kamienisty potok i niestety musieliśmy zawrócić. Przez burzę do jeziora nie dotarliśmy, ale zobaczyliśmy znacznie więcej. Gdy wracaliśmy, ulewa nasiliła się tak bardzo, że musieliśmy się schronić pod blaszanym daszkiem w przydrożnym sklepie. Sklepik pękał w szwach, gdyż na ten sam pomysł wpadło wielu innych motocyklistów, ale była to doskonała okazja do integracji z Indonezyjczykami przy wybornej parzonej Flores kopi.

Michał

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

1 Responses to “Riders of the Storm”


  • Your blog keeps getting better and better! Your older articles are not as good as newer ones you have a lot more creativity and originality now. Keep it up!
    And according to this article, I totally agree with your opinion, but only this time! 🙂

Leave a Reply