
Uciekamy od zbyt komercyjnej jak na nasz gust oferty wyprawy na wielbłądach w głąb pustyni w Jaisalmer i wsiadamy w lokalny autobus do Khuri, osady na zachód od miasta. Pojazd stoi na środku placu targowego, wlewają się do niego chłopi wracający do domów. Wszystkie kobiety w jaskrawobarwnych sari, nie ma ani jednej Induski ubranej inaczej. Wsłuchuję się w ich język. Wiem że to radżastański (devanagari), ale dla mnie brzmi jak hindi. Nie po raz pierwszy podczas podróży czuję się, jakbym miał przytępione zmysły, które nie pozwalają mi zanurzyć się w otaczający mnie świat. Mamy szczęście, siedzimy. Wkrótce wszystkie siedzenia są zajęte. Ale to nie znaczy, że nie ma „miejsc”, szybko zapełnia się korytarz, potem szoferka kierowcy (7 osób). Ponieważ zabraliśmy […]
Przeczytaj resztę wpisu...