Komunizm wiecznie żywy?

22 grudnia 2009, Katmandu

Wybraliśmy doskonały czas na podróż do Nepalu. W grudniu w Himalajach raczej nie ma już turystów a poza tym zjechaliśmy kraj w przełomowym dla niego okresie: w 2008 roku monarchia została obalona i powstała najmłodsza (jak na razie) demokracja świata – Republika Nepalu. Po wielu latach partyzanckiej walki z tzw. maoistami, król abdykował i opuścił pałac przenosząc się do apartamentu w Katmandu. Do władzy doszli wybrani w pierwszych wolnych wyborach dotychczasowi partyzanci. Trwają prace nad nową konstytucją. Przyszłe oblicze kraju dopiero się kształtuje. Obowiązki króla we wszystkich świętach religijnych przejął prezydent. Mam dwa banknoty o nominale 100 rupii nepalskich: jeden stary z królem na awersie i z nosorożcem na rewersie i jeden nowy, z Himalajami na awersie i nosorożcem z drugiej strony. Nosorożec przeżył dynastię Shanów, władającą nieprzerwanie, choć nie zawsze suwerennie, od 1769 roku.

Komunizm w Europie jest już historią, ale w Azji tradycje proletariackie mają się wcale dobrze i nawet jeśli niewiele mają wspólnego z klasyczną doktryną marksistowsko-leninowską ani nie są głosem ludu robotniczego tylko chłopskiego, stanowią stały element codzienności. Maoiści nepalscy przez wiele lat trwali w partyzantce, walcząc o reformy, odebranie ziemi szlachcie nepalskiej oraz nową konstytucję. Po kilku miesiącach od powołania pierwszego parlamentu, w której większość stanowili komuniści, radykalna frakcja maoistów zerwała koalicję, żądając realizacji całej listy postulatów, które ich zdaniem powinny być wdrażane dużo szybciej (m.in. forsując swoją wizję kraju socjalistycznego i żądając autonomii dla zachodniej części kraju) i powróciła do tego w czym była najlepsza – partyzantki.

Od tego czasu krajem wstrząsają strajki, które są narzucane odgórnie przez macki partii maoistowskiej, obecnej w całym kraju. Na głębokiej prowincji, w górach, albo w leśnych ostępach, często nie ma żadnej bariery, która powstrzymywałaby ją od narzucania swojej woli ludności. Paradoksalnie, strajki najbardziej dotykają biednych, którzy nie mogą wyjść na ulicę i zarobić kilku bezcennych dla nich rupii. Luksusowe restauracje najczęściej działają, gdyż maoiści boją się zniechęcić zachodnich turystów do odwiedzania kraju, w związku z czym właściciele drogich hoteli mogą spać spokojnie. Zamiast taksówek w czasie strajku na ulicach widać tylko turystyczne autobusy i „krypto-taksówki” czyli karetki na sygnale.

Podróż dała nam nie tylko możliwość zobaczenia rzeczy, o których nie mieliśmy dotąd pojęcia, ale pozwoliła przybliżyć się do kraju, o którym niewiele w Polsce wiadomo. W 2001 roku, kiedy książę Dipendra rozstrzelał prawie całą rodzinę królewską podczas wspólnego rodzinnego obiadu, „Gazeta Wyborcza” zamieściła jedynie krótką notkę na marginesie. Również pierwsze demokratyczne wybory w Nepalu przeszły raczej bez echa w Europie.

Maoiści stanowią poważny problem w tej części świata. Odwołując się do komunizmu, werbują wszystkich z pretensjami do świata, stając się workiem, który może pomieścić wszystkich niezadowolonych. Część członków partii (bojówki) rekrutują się z biedoty, która wychwala Mao Ze Donga i Stalina, za stałą, miesięczną pensję. Są wszechobecni w Nepalu. Niektóre miejscowości mają czerwone bramy na wjeździe z wiszącymi, znajomymi flagami z sierpem i młotem, przy niektórych domach widać wiszące czerwone proporce. Przeczesują kraj wyciągając od ludzi obowiązkowe „donation” na rzecz uzdrowienia kraju. Shankara, naszego tropiciela tygrysów z Bardii, odwiedzają regularnie, gdyż jego Wildlife Resort doskonale prosperuje. Podobno po upadku monarchii przejęli zdemobilizowanych żołnierzy królewskich, przyjmują również emerytowanych Gurkhów, którzy odsłużyli swoje w brytyjskiej armii i wrócili do kraju, aby szkolić maoistowskie bojówki. Maoiści działają również w Indiach, na przedgórzu himalajskim, w Biharze (indyjski „Dziki Zachód”) oraz w Sikkim i Bengalu. Wspierani i uzbrajani są przez Chiny, które wytrwale dążą do supremacji nad całą Azją Południowo-Wschodnią i uważają, że cała indyjska prowincja Arunachal Pradesh powinna być częścią Państwa Środka, gdyż Tybet to za mało.

Jestem w stanie zrozumieć rozgoryczenie chłopów nepalskich, którzy nie mają ziemi i całe życie pracują, aby móc uiszczać miesięczny „czynsz” obszarnikom, mieszkającym w Nowym Jorku, którzy nigdy nie widzieli swoich latyfundiów, ale dlaczego „maoiści”, dlaczego „komuniści”? Prawdopodobnie z tego samego powodu, co zauroczone ZSRR po II wojnie światowej komunistyczne partie Włoch albo Francji oraz przez podziw dla Chin. Może gdyby dało się zabrać przywódców maoistowskiej partyzantki na wycieczkę na Syberię w latach 50. XX wieku, albo na objazd krajoznawczy po Ukrainie w latach 30., albo chociaż po wsi chińskiej doby rewolucji kulturalnej, zmieniliby nazwę, albo przynajmniej flagę?

Michał

1a

2a

3b

3

0 Response to “Komunizm wiecznie żywy?”


  • No Comments

Leave a Reply