
Kawymeno, 17 sierpnia 2010 Wyruszyliśmy w siedmioro, bladym świtem. Nasza czwórka oraz trzech Huaorani. Trzech myśliwych. Felipe, jeden z nielicznych Huaorani, który nosi hiszpańskie imię, wziął ze sobą strzelbę. Kawya, szczerbaty, muskularny wojownik, wspinający się najlepiej ze wszystkich po drzewach, niósł dmuchawkę – bodokera (zwaną wśród niektórych plemion cerbatana) oraz kołczan ze strzałkami nasączonymi kurarą. Najstarszy ze wszystkich, Wani, najbardziej doświadczony łowca i doskonały tropiciel, również wziął strzelbę i kilka włóczni na dzikie świnie. Zacumowaliśmy nieopodal miejsca, gdzie pekari przychodzą do wodopoju. Już samo wydostanie się z canoe było wyzwaniem. Na stromy brzeg, porośnięty gęstym lasem, trzeba przebrnąć po kolana w błocie. Rzeka Yasuni trochę wyschła, gdyż od dwóch dni nie było długiego deszczu. Wyskakujemy jeden po drugim z łodzi, […]
Przeczytaj resztę wpisu...