
Kawymeno, 15 sierpnia 2010 Już szósta, pora wstawać. Wychodzę przed drewnianą chatę przywitać dzień i wyszorować zęby. Obchodzę dom dookoła i czuję, że mam towarzysza. Idę w stronę rzeki, ale on nie odstępuje mnie nawet na krok. Nie płoszy go ani lekki wiatr, ani poranna mżawka. Cholera – myślę sobie – czy oznacza to, że zapach wędzonej małpy osiadł nie tylko na moim plecaku, ubraniach, śpiworze, ale i wplątał we włosy? W chwili gdy po trzech dniach spędzonych na rzece dobijamy w końcu do wioski, prawie równolegle z nami przypływa canoe z myśliwymi i trzema ogromnymi pekari. Wojownicy bez słowa wysiadają z łodzi i odchodzą, zabierając zakrwawione włócznie. W opinii, że jedynym obowiązkiem mężczyzn Huaorani jest polowanie, nie ma żadnej […]
Przeczytaj resztę wpisu...