Chico Rei i inni

Belo Horizonte, 13 czerwca 2010

Chico Rei nazywał się kiedyś Galanga i był wodzem afrykańskiego plemienia w głębokim Kongo. Do czasu, aż złapali go portugalscy łowcy niewolników. Wraz z rodziną oraz większością plemienia Galanga znalazł się na pokładzie karaweli tnącej Atlantyk w kierunku Brazylii. Świat jaki dotąd znał, zniknął bezpowrotnie. Wrzucili go do kopalni i kazali kopać. Chico Rei kopał przez wiele lat, kopał bez przerwy, a przy życiu utrzymywało go poczucie obowiązku. W końcu był wodzem, a wódz musi dbać o swój lud. Chico kopał więc dalej, odkładał każdy okruch złota, aby kupić swoją wolność. Ukrywał opiłki złota we wnętrzu swojego ciała i we włosach, aż uzbierał tyle, że mógł kupić swoją wolność. Ale wtedy też nie przestał kopać. Kopał dalej przez wiele lat, aż kupił wolność całej swojej rodzinie. Następnie kupił mały szyb kopalniany, a dochody przeznaczał na wykup pozostałych przy życiu członków plemienia. Później kopał dalej, gdyż już tylko to potrafił w życiu. Zmarł w Ouro Preto, jako zamożny, czarny wyzwoleniec.

Aleijandino był nieślubnym synem portugalskiego architekta i czarnej niewolnicy. Wychowywany przez macochę, wałęsał się po ulicach Ouro Preto, patrząc jak miasto, ogarnięte gorączką złota, rosło jak na drożdżach. Napływali mieszkańcy, powstawały bogate domy, ulice, kościoły. Pewnego dnia, za namową ojca, Aleijandino zaczął rzeźbić i poczuł, że odnalazł sens życia. Najlepiej czuł się w zimnych salach kościoła, gdzie jedynym odgłosem było echo jego dłuta. Los jednak nie był dla niego łaskawy. Nieznana przypadłość spowodowała, że bardzo szybko zaczął tracić czucie w rękach. Prawdopodobnie był to trąd połączony z innym jeszcze schorzeniem. W wieku trzydziestu lat nie mógł już ruszać rękami i nogami, nie miał palców. Pasja była jednak silniejsza. Stroniący od ludzi przez swoją chorobę, poruszał się po mieście jedynie w nocy, niesiony do kościoła przez służbę, pracował po nocach, tworząc wielkie dzieła. Podobno przywiązywano mu dłuto i młotek do kikutów rąk, a do zdeformowanych stóp mocowano drewniane paletki, aby mógł wspiąć się po drabinie. Stworzył wspaniałe rzeźby w wielu kościołach rozsianych po malowniczej prowincji (dziś jeden z 26 stanów Brazylii) Minais Gerais. Ouro Preto, Congonhas, Diamentina. Zwany jest brazylijskim Michałem Aniołem, nadał nowy kształt kolonialnemu barokowi miasteczek wyrosłych na fali gorączki złota, na zielonych wzgórzach Minais Gerais. „Aleijandino” to przezwisko nadane przez mieszkańców i oznacza „Małego kalekę”.

Joaquim Jose da Silva Xavier był z zawodu dentystą, a z powołania poetą. Patrzył jak rozkwita Ouro Preto, od kiedy odkryto tam gigantyczne pokłady złota. Jednak gdy złoto zaczęło się wyczerpywać, a król Portugalii nie chciał zwolnić poszukiwaczy od obowiązkowego podatku stanowiącego aż 1/5 znalezionego kruszcu, Joaquim, pod pseudonimem „Tiradentes” (Wyrywacz Zębów) zawiązał pierwszy niepodległościowy spisek w historii Brazylii. Pod hasłem zniesienia „złotej kwinty”, wzniecił rebelię razem z kilkoma innymi prominentnymi postaciami Minais Gerais. Powstanie zostało krwawo stłumione, idealista Tiradentes został stracony. Mieszkańcy Ouro Preto nazwali jego imieniem główny plac miasta i wystawili mu pomnik.

Na ulicach Ouro Preto, czuję się jak w XVIII-wiecznej kolonii portugalskiej. Brakuje tylko pręgierza na rynku, gdzie chłostano niewolników. Wszystkie ulice brukowane, żelazne, zdobione latarnie, kamienice kryte gontem i przede wszystkim mnóstwo barokowych kościółów. W miasteczku jest ich aż bardzo dużo , każdy z nich jest dziełem sztuki, wiele z nich ozdobione szaleńczymi wizjami Aleijandinho. Złote i srebrne zdobienia w świątyni Nossa Senhora do Pilar ważą łącznie prawie pół tony. W końcu złoto to najpowszechniejszy metal w Ouro Preto. Nam jednak najbardziej spodobał się skromny, ale piękny w formie, kościół Igreja de Santa Efigenia dos Pretos. Stoi trochę na uboczu, w środku uwagę przykuwa drewniane sklepienie z malowidłami sakralnymi. Na figurach świeci przedstawieni są jako Murzyni. Kościół zbudowali niewolnicy.

W połowie XVIII wieku Ouro Preto miało więcej mieszkańców niż Nowy Jork czy Rio de Janeiro. Dziś jest małym, prowincjonalnym miasteczkiem, na ulicach którego unosi się duch zamierzchłej epoki, kolonializmu, niewolników i gorączki złota, niezależnie od tego ile jest prawdy w opowieściach o Chico Rei, Aleijandino i Tiradentes.

Z Ouro Preto wracamy do Belo Horizonte gdzie spędzamy kilka dni z Nuno, który jest naszym przewodnikiem po nocnym życiu tej dwuipółmilionowej metropolii. Poznajemy miasto, jakiego nie znaleźlibyśmy w przewodniku. Największą atrakcją jest droga nazywana przez okolicznych (nie wiedzieć czemu) „jezdnią orzeszków ziemnych”, stanowiąca inżynieryjne kuriozum, polegające na złudzeniu optycznym. Zatrzymujemy na niej samochód, Nuno puszcza hamulec. Widać wyraźnie, że ulica opada lekko w dół, a mimo to pojazd cofa się do tyłu. W weekend pełno tu samochodów lokalesów, którzy pokazują cud architektury swoim gościom.

Ostatniego wieczoru pijemy do późnej nocy piwo w prostej knajpie „Boleo”, w jednej z dzielnic przylegających do centrum miasta. Na ścianach wiszą plakaty Sepultury, najsłynniejszego zespołu muzycznego z Brazylii. Wiszą również platynowe płyty, jakie kapela ma na koncie. Bracia Max i Igor Cavalera pochodzą z Belo, przychodzili tutaj często na piwo i spaghetti bolognese. Dzisiaj mieszkają w Stanach, ale jak tylko są w mieście, wpadają do starego lokalu. A „Boleo” stało się miejscem kultowym.

Następnego dnia Nuno odprowadza nas na dworzec. Wsiadamy w autobus i jedziemy na spotkanie Afryki. 27 godzin podróży, kierunek: Salvador da Bahia.

Michał

1

Ouro Preto.

Ouro Preto.

3

4

5

W Minais Gerais jest fabryka Volkswagena, stąd tyle ich wszędzie.

W São Paulo jest fabryka Volkswagena, jedna z czterech w Brazylii, stąd tyle ich wszędzie.

7

9

Bar "Bolao" - mekka fanów Sepultury.

Niepozorny bar Bolao - dla fanów Sepultury w Brazylii miejsce kultowe.

0 Response to “Chico Rei i inni”


  • No Comments

Leave a Reply