Pociągiem z Delhi jedziemy na zachód, do Radżastanu. Kupno biletu zajmuje pół dnia i jest tematem na osobną opowieść.
Stara część Jaipuru jest żywcem wycięta z dawnej klechdy. Siedemnastowieczna, pięknie zdobiona, choć zniszczona zabudowa, po dachach której biegają małpy. Pałac Maharadżów. Wspaniały fort górujący nad miastem. Jakby Jaipur ciągle znajdował się pod panowaniem dynastii Radżputów. Wszystkie budynki pomalowane są na różowo. W XIX wieku Maharadża Ram Singh polecił udekorować w ten sposób miasto na przyjazd Edwarda, księcia Walii, późniejszego króla Edwarda VII. Dziś kolory są mocno wypłowiałe od słońca, ale wciąż piękne.
Trzeba uciec za mury starego miasta, aby otoczenie zmieniło się w dobrze znaną innym indyjskim miastom bezładną zabudowę ulokowaną wzdłuż ulic, które jednocześnie pełnią funkcję kanalizacji miejskiej.
Miałem cichą nadzieję, że Jaipur, okaże się mniej hałaśliwy i chaotyczny niż Delhi, ponieważ jest mniejszy. Nie mogłem się bardziej mylić. Wyobraźcie sobie szeroką ulicę, dwa pasy jezdni w każdą stronę. Dodajcie do tego światła, ale tylko dla samochodów, dla pieszych już nie. Następnie wyobraźcie sobie wielobarwny tłum ludzi, zmierzający we wszystkie strony, samochody, riksze, autoriksze, rowery, całą masę motorów, skuterów, motorowerów. Żaden z pojazdów się nie zatrzymuje, nawet na czerwonym świetle, gdyż dla pieszych nie ma świateł. Do tego dodajcie stojące w różnych miejscach ulicy, a czasami siedzące na ich środku święte krowy, które trzeba wyminąć bez uszczerbku, osły, psy, czasami jakąś świnię albo bawoła, wozy drabiniaste ciągnięte przez pieszych udających samochody, albo przez wielbłądy. No i czasami jakąś małpę przeskakującą nad głową, a pod nogami żebraków, niekiedy poruszających się wyłącznie za pomocą rąk. Mało? To dorzućcie jeszcze ruch lewostronny jak w Anglii. Otrzymacie Jaipur i prawdopodobnie inne indyjskie miasta też. W niektórych miastach możecie jeszcze dodać słonie, które też poruszają się jakby były co najmniej autobusem.
Michał
czy tam gdzie jesteście dociera wielu backpackersów , czy raczej wzbudzacie życzliwe zainteresowanie?
To zależy, czasami widujemy trochę białych na ulicach, hostele polecane przez Lonely Planet są oazami backpackersów w morzu Hindusów, ale jak sie zapuścimy w jakąś mniej turystyczną ulicę to wzbudzamy żywe zainteresowanie i jesteśmy sami.. Pozdrawiamy! Agi i Michał