
Rote, 12 lutego 2010 Na Rote znaleźliśmy się zupełnie przypadkiem. Gdy dotarliśmy już na skraj wyspy Flores mieliśmy dziesięć dni do utraty ważności indonezyjskiej wizy. W kraju, który składa się z tysięcy górzystych wysp i gdzie wolno się podróżuje to naprawdę niewiele czasu. W palącym żarze wyruszyliśmy nieciekawymi ulicami Maumere na poszukiwanie agencji lokalnych linii lotniczych. Decyzję o kolejnym kierunku podróży mieliśmy podjąć w zależności od cen biletów. Marzyliśmy o Sulawesi, Molukach, czy Papui-Nowej Gwinei, ale trzeba było zejść na ziemię. Padło na Timor. Zapytałam sama siebie o skojarzenia: egzotyka, nieznane, porwania, pierwotne plemiona. Tak, lecimy do Timoru. Po trzech godzinach dezorientacji i chodzenia od jednego biura do drugiego, gdy byliśmy już bardzo spoceni, zmęczeni i źli, już kupowaliśmy bilet, […]
Przeczytaj resztę wpisu...