Nusa Dua, 22 stycznia 2010 Nie wiem z czego ten korpulentny odziany w kraciasty (oczywiście biało-czarny) sarong mężczyzna żyje, ale wiem, że zjawia się w naszym hotelu bladym świtem każdego dnia. Zawsze z ogromnym, utkanym z trawy koszem. Z kosza ceremonialnie wydobywa mniejsze koszyki, a z nich jeszcze mniejsze. Te ostatnie sprawiedliwie dystrybuuje pomiędzy wszystkich bogów opiekujących się naszym ekskluzywnym hotelem. Jeden kosz z bananami, ryżem i kwiatami zostawia w kapliczce przy bramie wjazdowej, kolejny w recepcji, następny niedaleko restauracji, nad basenem i kapliczką centralną. Pozostałych kilka koszy rzuca na ziemię. Bali to wyspa tysiąca bogów! Te dobre karmi się w kapliczkach, tym złym rzuca się dary na ziemię. Swoją wizytę wyspy rozpoczęłam wdepnięciem w taki właśnie kosz. Ogarnęło mnie […]
Przeczytaj resztę wpisu...»Dr Livingstone, I presume?«
Henry Morton Stanley
Najnowsze wpisy
Tam byliśmy
Tagi
Altiplano
Annapurna Circuit
Aotearoa
Argentyna
Auckland
Ayers Rock
Bardia
Belize
Boliwia
Brazylia
capoeira
Chile
Cotopaxi
dookoła świata
Ekwador
favela
Fidżi
Gwatemala
Honduras
Huaorani
Indie
Karaiby
kiwi
Kostaryka
lew morski
Majowie
Meksyk
Nikaragua
Nowa Zelandia
Nowy Jork
Nuevo Rocafuerte
nurkowanie
outback
Panama
park narodowy
podróż dookoła świata
pustynia
Rio de Janeiro
Rote
Salvador da Bahia
tygrys bengalski
Vanuatu
Varanasi
wulkan
Yasuni