W bagnie

Pousada da Santa Clara, 26 czerwca 2010

Z całego cyklu przygód Tomka Wilmowskiego, które czytałem w podstawówce, moją ulubioną historią jest ta zawarta w dwóch tomach: „Tomek u źródeł Amazonki” oraz „Tomek w Gran Chaco”. Nieprawdopodobne przygody w Ameryce Południowej, dziwne rośliny, dzikie zwierzęta i Indianie. Właśnie tego mi do tej pory brakowało. Natury. Ograniczeni podczas naszej „ekspedycji” do korzystania z publicznych środków transportu, nie mogliśmy zapuścić się na bezdroża i w nieprzebyte ostępy kraju prawie tak dużego jak cała Europa. Teraz nadarzyła się okazja.

Pantanal to największe bagno na świecie, zajmuje dwie trzecie powierzchni Polski, rozciągając się na dzikim pograniczu brazylijsko-boliwijskim. Przez setki kilometrów podróżnik widzi tylko mokradła i selwę. Mieszkańców jest bardzo niewielu. Kilka osad, a poza tym rozrzucone po ogromnym obszarze nieliczne fazendas (hacjendy) i pousadas. Rząd Brazylii planował kiedyś poprowadzenie szosy przez środek Pantanalu (tzw. Transpantaneira), ale na szczęście asfalt dociągnięto jedynie do Porto Joffre.

Tłuczemy się 12 godzin autobusem z miasta Cuyaba do miasta Campo Grande. Stamtąd kolejny autobus do Buraca da Piranhas (7 godzin).W końcu wysiadka. Dwa budynki i rozwidlenie dróg. W lewo asfaltowa szosa do granicy z Boliwią, w prawo piaskowa nitka wijąca się między roślinnością, jedyna droga w głąb Pantanalu. Niby jeszcze resztki cywilizacji, ale powietrze już inne. Ciepłe, wilgotne. Jak gdyby wszystko wokół pulsowało. Zmierzcha już, słońce zachodzi na nieprawdopodobnie różowym niebie. Wsiadamy do starego zdezelowanego dżipa, którego koloru nie sposób odgadnąć pod skorupą zaschniętego błota. Nasz kierowca w wytartych dżinsach, spranym t-shircie i kapeluszu nie jest rozmowny, chociaż jak każdy mieszkaniec pogranicza mówi również po hiszpańsku.

Jedziemy blisko pięćdziesiąt kilometrów w głąb Pantanalu. Samochód przejeżdża przez dziesiątki drewnianych mostów, które tworzą jedyną drogę przez mokradła. W końcu trafiamy na miejsce. Pousada Santa Clara. Jest już noc, wokół grupki drewnianych zabudowań. Słychać koncert ptaków i cykad. Po zostawieniu plecaków na górnym piętrze chaty, gdzie zamiast ścian jest moskitiera a zamiast łóżek hamaki, schodzę do łazienki. Jakieś zwierzaki odbiegają truchtem od drzwi. Psy? Idę za nimi aż do rzeki i świecę latarką. Słychać chlupot a potem ukazują się włochate głowy. To kapibary, największe na świecie gryzonie, gigantyczne świnki morskie.

W Pantanalu człowiek jest mniejszością, stanowi ledwie zauważalny element krajobrazu. Przyroda wgryza się w każdy element życia. Żuk wielkości kubka od kawy towarzyszy nam przy stole podczas śniadania. Na obiad przylatuje do pousady ogromna ara. Kajmany leżą leniwie na brzegu, albo wystawiają nozdrza i oczy z pobliskiej rzeki przez cały dzień. Około 4.30 rano nie możemy już spać, gdyż ptaki hałasują w gąszczu. Najwyraźniej słychać aracari oraz drących się bez opamiętania dzikich kuzynów kur, ale odzywają się też różne odmiany papug, ara maracana i inne. Podczas przejażdżki konnej po okolicznych łąkach, na których od czasu do czasu rosną grupki niezwykłych drzew cambara, ze stożkowatymi żółtymi kwitami, płoszymy pancerniki. Uciekają truchtem, kołysząc „kolczugami”.

Dni w Pantanalu to odpoczynek od miast, Internetu, ludzi. Wybieramy się tropić mieszkańców bagien. Najpierw jedziemy długo ciężarówką po znanej nam już, jedynej drodze. Po jakiejś godzinie zostawiamy samochód na poboczu, na granicy mokradła, i zagłębiamy się w gąszcz. Idziemy na przemian przez selwę i przez bagno, niekiedy nawet brnąc w wodzie po uda. Czasami na otwartej przestrzeni a kiedy indziej przedzierając się przez krzaki. Marcelo, nasz przewodnik upomina nas sykiem, za każdym razem gdy ktoś głośniej się odezwie a nawet, gdy pod stopami trzaśnie nam gałązka. Sam idzie na szpicy, ostrożnie odgarniając kłujące krzewy i wymijając szerokim łukiem figueiras, odmianę figowca, na którym często gnieżdżą się pszczoły i węże. Marcelo uważa, że dzikie pszczoły są niebezpieczniejsze niż anakonda albo jaguar.

Spodziewałem się lasu tropikalnego podobnego do tych w Indonezji albo Tajlandii, tymczasem natknąłem się na coś zupełnie nowego. Fantazyjne kształty figueiras, zwanych także zabójcą palm ponieważ często oplata się wokół jej pnia, powodując że usycha. Twarde krzewy podobne do agawy, na których rosną nieznane mi owoce (bardzo kwaśne w smaku). Tutejsze palmy, zupełnie inne niż azjatyckie obrośnięte są owocami acuri. W pewnym momencie Marcelo przynosi nam jakąś roślinę i ostrzega, aby nie dotykać nosa. Pocieram nią o wewnętrzną część dłoni. Po kilku minutach zabarwia się na niebiesko. To genipapo, używane przez tubylców jako barwnik ciała. Kolor zejdzie dopiero po kilku dniach intensywnego szorowania.

Dzięki dyscyplinie jaką zaprowadził Marcelo, safari obfituje w wydarzenia. Wytropiliśmy małpy bugio wysoko w koronach drzew, dzikiego kota coati, podeszliśmy parę przepięknych tukanów, do połowy schowaną w drzewie tarantulę, no i oczywiście kajmany. Ale w pewnym momencie.. Wychodziliśmy właśnie z kolejnego mokradła na suchy ląd, gdy Marcelo odwrócił się raptownie w naszym kierunku, przykładając w panice palec wskazujący do ust a drugą ręką przywołując nas do siebie. Podpełzliśmy w jego kierunku i ujrzeliśmy w gęstwinie wielkiego kota, który właśnie odwracał się od nas i obojętnie się oddalał. Przez kolejną godzinę przedzieraliśmy się przez gąszcz, usiłując dogonić pumę. Marcelo szeptał podczas marszu „Nawet nie wiecie jakie macie szczęście… trzy lata.. trzy lata temu widziałem ostatni raz pumę.” Już myśleliśmy, że zgubiliśmy trop, gdy nagle ujrzeliśmy ją w tym samym momencie co ona nas. Wstała z poszycia, przeciągając się leniwie, nie przejmując się w ogóle człowiekiem. Stała tak przez chwilę, po czym warknęła na wszelki wypadek i znowu skoczyła w gąszcz. Nie niepokoiliśmy jej więcej. A Marcelo upadł na kolana i przeżegnał się podnosząc oczy do góry, co przekonało nas ostatecznie, że rzeczywiście pumy są tutaj rzadko widywane i nie mówił tego jedynie po to, abyśmy byli zadowoleni.

Po kilku dniach spędzonych w bagnie, przekraczamy monumentalny most na rzece Paragwaj i wjeżdżamy do Boliwii, jadąc w przeciwnym kierunku niż Tomek Wilmowski i jego przyjaciele, którzy uciekali przed rewolucją w tym kraju. Teraz żadnej rewolucji nie ma, ale niedawne wybory wygrał powtórnie Evo Morales, pierwszy indiański prezydent w historii Boliwii, więc będzie ciekawie.

Michał

Pantanal.

Pantanal.

"Niezbędnik" mieszkańców Pantanalu.

Niezbędnik mieszkańców Pantanalu.

Jeden z wielu gatunków ogromnych ar zamieszkujących okolice. Przyfrunęła zwabiona naszym śniadaniem.

Jeden z wielu gatunków ogromnych ar zamieszkujących okolice. Przyfrunęła zwabiona naszym śniadaniem.

Marsz przez mokradła w poszukiwaniu anakondy i innych atrakcji.

Marsz przez mokradła w poszukiwaniu anakondy i innych atrakcji.

5

Wodne safari na Rio Miranda.

Wodne safari na Rio Miranda.

Kajman.

Kajman.

9

Puma - sześć metrów od nas!

Puma - sześć metrów od nas!

Zabawa w "kto pierwszy stchórzy" z kajmanami.

Kto pierwszy stchórzy...

Zmierzh na bagnach: feeria barw, koncert ptaków.

Zmierzh na bagnach: feeria barw, koncert ptaków.

Po zachodzie słońca bagna roiją się od kajmanów. Oto ich oczy podświetlone reflektorem z dżipa.

Po zachodzie słońca bagna roiją się od kajmanów. Oto ich oczy podświetlone reflektorem z dżipa.

2 Responses to “W bagnie”


  • WITAM
    PIĘKNA PUMA W HAMAKU ZDZIWIONA PRZYBYCIEM KAJMANA
    CAŁUSKI
    RENATA ADAM

  • Brrr, bagna by mnie nie pociagały.
    Z przykroscią stwierdzam,że na lwią część Waszych wyczynów podróżniczych nigdy bym nie potrafiła sie zdecydować ,czytaj odważyć:(
    Tyle się już przecież naczytałam o Waszej niezłomnej woli aby wycisnąć z tej podróży maksimum doświadczeń , wiedzy , emocji- adrenaliny a ciągle zadziwia mnie jak dowiaduję się gdzie Was znowu poniosło i jak się narażacie:)
    Dobrze , ze wpis Agi na facebooku przygotował mnie do kolejnych Waszych wyczynów.
    Fantazji ,odwagi i niezłomności w realizacji zamierzeń Wam nie brakuje.Jestem ciągle pod wrażeniem.Gdybym była Waszym potencjalnym pracodawcą za wszelką cenę chciałbym Was zatrudnić.Wasze cechy charakteru budują obraz idealnego pracownika , czy wspólnika( i pomijam tu umiejetność błyskotliwej narracji i wnikliwej obserwacji) .Sugeruję załączanie blogu do CV po powrocie!
    całuski K

Leave a Reply