Monthly Archive for marzec, 2010

Australia
2010-03-30

Wyprawa

Poranek przed warsztatem samochodowym Craiga.

Port Augusta, 13 marca 2010 Cel: przejechać w poprzek Australię, z Melbourne do Darwin. Trasa: ponad 6000 km, głównie przez pustynię i busz. Czas: 21 dni. Ale najpierw znowu będzie o kapitanie Cooku. I o „Star Treku”. Niewiele osób wie, że ten amerykański serial science-fiction nawiązuje do sławnego brytyjskiego odkrywcy. James Cook, pochodzący ze wsi w Yorkshire, dowodził okrętem „Endeavour”, który, jak kapitan napisał w dzienniku pokładowym, „dotarł dalej niż ktokolwiek przedtem”, na wody nieznane kartografom. James Kirk, syn farmera z Iowa, dowodził statkiem kosmicznym „Enterprise”, który podążył „tam, gdzie nikt się nie zapuścił”, odkrywając nowe galaktyki. Dopiero opuszczając Melbourne, gdy siedzieliśmy w starym, zdezelowanym mitsubishi delica 4WD, wymalowanym w grafitti przedstawiające sceny ze „Star Treka”, zdałem sobie sprawę z […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-03-19

Slow life

1

Melbourne, 6 marca 2010 Już markiza sprawiła, że chciałam tam wejść. Otworzyłam szklane drzwi w drewnianej, rzeźbionej ramie i uderzyła mnie muzyka, głośna włoska opera (Rinaldo?). Jowialny mężczyzna w białym kitlu uśmiechnął się do mnie. Na śnieżnobiałych ścianach wisiało kilka olejnych obrazów w różnych stylach, jedna akwarela, czarno-białe zdjęcia i „dizajnerski” zegar. Impresjonistyczny pejzaż – pasąca się na łące krowa, kubistyczny portret byka, martwa natura z głową prosięcia, naturalistyczna, krwawa scena chłopa rozdzielającego dopiero co obtartego ze skóry cielaka. Na kauczukowej, bordowej podłodze stoi kilka modernistycznych instalacji. Przede mną rozciąga się rząd książek, większość z nich to albumy. Po prawej stronie wisi długie lustro. A w nim odbija się pusta lada, ostre haki samotnie dyndają na ścianie. Na Lygon Street, […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-03-15

Przylądek Udręki i inne przyjemności

Cale wybrzeże to raj dla krokodyli.

Cairns, 28 lutego 2010 W 1770 roku okręt „Endeavour” dowodzony przez kapitana Jamesa Cooka wpadł na rafy i niemalże zatonął. Na szczęście oderwany kawał korala utknął w burcie okrętu a załodze udało się uszczelnić pozostałe dziury plastrem z płótna żaglowego pomalowanego dziegciem. Lawirując między koralowcami na nieznanych wodach, Cook doprowadził tonący statek do brzegu lądu, o którego istnieniu wiedział z map holenderskich odkrywców. Załoga wylądowała na małej piaszczystej plaży otoczonej mangrowcami a wyżej, na wzgórzach piętrzył się nieprzebyty las tropikalny. Właśnie tam przez wiele miesięcy załoga naprawiała „Endeavour” męcząc się w parnym, klimacie tropików Koziorożca, próbując wyrwać bagnistym terenom cenne drzewo, walcząc z krokodylami, moskitami, malarią, dengą, szkorbutem i meduzami. Ten uroczy zakątek kapitan Cook nazwał Cape Tribulation (Przylądek Udręki), […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-03-15

Zaadoptowani

Planowanie trasy naszej podróży często przebiega burzliwie. W tle wybrzeże Queenslandu

Cairns, 25 lutego 2010 Nad szeroką, piaszczystą plażą zbierają się ciężkie, typowe dla pory deszczowej chmury. Grupa ludzi, która poprzednio prowadziła ożywione rozmowy w mniejszych grupkach zbiera się w okrąg. Nagle zapada cisza trwająca minutę. Wszyscy są poważni i skupieni. Następnie jeden z mężczyzn wyjmuje z lodówki turystycznej tequilę i każdemu nalewa do plastikowego kieliszka na jedną nogę, potem chętnym na drugą. Niezupełnie przypadkiem wzięliśmy udział w spotkaniu Polonii żyjącej w Cairns, która zebrała się, aby uczcić pamięć zmarłego równo rok temu przyjaciela, którego prochy rozrzucone zostały na tej właśnie malowniczej plaży. Niezupełnie przypadkiem ponieważ w Cairns od kilku dni byliśmy na wczasach, a wszystko to zaczęło się tuż po przybyciu na Antypody. Po wielogodzinnych lotach łączonych wylądowalismy w końcu […]

Przeczytaj resztę wpisu...
Indonezja
2010-03-03

Timor znaczy Strach

Kores Tauho, wódz wioski

Denpasar 19 lutego 2009 Jest 1942 rok. Kores Tauho ma siedem lat. Razem z innymi dziećmi stoi na drodze do wioski, biegnącej w dół wzgórza, gęsto porośniętego tropikalnym lasem. Patrzy na powracających wojowników. Patrzy na ich rany, patrzy czy jego ojciec, wódz wioski, jest wśród nich. Patrzy na odcięte głowy wojowników z sąsiedniego plemienia, dyndające przy pasach. Jest 2010 rok. Kores Tauho patrzy na nas. Patrzy, ale nie wiemy czy nas w ogóle dostrzega. Jest prawie całkowicie niewidomy. Siedzę naprzeciwko niego, Agi po mojej prawej stronie, po naszej lewej siedzi Pao Nope, nasz tłumacz i przewodnik. W największej chacie wioski, będącej czymś w rodzaju świetlicy i służącej do podejmowania gości, siedzi również żona wodza, jego synowie i wnukowie. Trwa rytualne […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-03-03

Zaklęty krąg

Z Davidem.

Kupang, 15 lutego 2010 Nieświadomie staliśmy się żywą częścią indonezyjskiej kultury, elementem pewnego zamierającego już niestety starego, pięknego zwyczaju. Nasze krótkie wakacje na wyspie szczęścia dobiegały powoli końca. Zaczęliśmy myśleć jak pokonać te 80 km dzielące nas od miejsca, z którego wypływa prom z powrotem do Timoru Zachodniego. Nasza podróż wypadła na niedzielę. Nie byłoby żadnego problemu, gdyby nie fakt, że trzysta lat temu przybyli tu Holendrzy, którzy nie tylko bezdusznie grabili te ziemie, ale także zaszczepili protestantyzm i mieszkańcy Rote posłusznie dzień święty święcą. Jedynym sposobem, aby pokonać dystans było wyczarterowanie bemosa, na co nie było nas stać. W sobotę wieczór Michał ruszył na obchód wsi w poszukiwaniu jakiegoś pojazdu i kierowcy. Wrócił z ponurą miną i informacją, że […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-03-03

Chrystus czy Avril Lavinge?

Kolorowy duet jednego z bemos.

Rote, 12 lutego 2010 Na Rote znaleźliśmy się zupełnie przypadkiem. Gdy dotarliśmy już na skraj wyspy Flores mieliśmy dziesięć dni do utraty ważności indonezyjskiej wizy. W kraju, który składa się z tysięcy górzystych wysp i gdzie wolno się podróżuje to naprawdę niewiele czasu. W palącym żarze wyruszyliśmy nieciekawymi ulicami Maumere na poszukiwanie agencji lokalnych linii lotniczych. Decyzję o kolejnym kierunku podróży mieliśmy podjąć w zależności od cen biletów. Marzyliśmy o Sulawesi, Molukach, czy Papui-Nowej Gwinei, ale trzeba było zejść na ziemię. Padło na Timor. Zapytałam sama siebie o skojarzenia: egzotyka, nieznane, porwania, pierwotne plemiona. Tak, lecimy do Timoru. Po trzech godzinach dezorientacji i chodzenia od jednego biura do drugiego, gdy byliśmy już bardzo spoceni, zmęczeni i źli, już kupowaliśmy bilet, […]

Przeczytaj resztę wpisu...