Monthly Archive for listopad, 2009

Nepal
2009-11-30

Po śladach

slady

Nepal przywitał nas obłędnym krajobrazem i spokojem. Nepalczycy, inaczej niż Indusi mają dość dużą jak na realia azjatyckie przestrzeń osobistą. Koniec ze staniem w kolejkach z towarzyszami przyklejonymi do pleców, siedzącymi mi na kolanach, kichającymi prosto w twarz. Nie muszę także pozować do dwudziestu zdjęć dziennie. Nie rozdaję dziesiątków uścisków dłoni. Nie odpowiadam na powtarzające się jak mantra magiczne 5 pytań: From which country? First time in India? Your name? What profession? How old are you? Nikt się nie wpatruje we mnie godzinami z otwartymi ustami lub dłubiąc w nosie. Nepalczycy też nas obserwują, choć dużo dyskretniej, szczególnie, że od kilku dni nie spotkaliśmy na swej drodze żadnych Białasów. Wjechaliśmy do Nepalu od zachodu po morderczej nocy bez miejscówek w […]

Przeczytaj resztę wpisu...
Indie
2009-11-30

Czandigar

0_c

Na wschód od Amritsaru pola uprawne wyglądają zupełnie inaczej niż dotychczas. Nowoczesne rolnictwo, ciągniki zamiast bawołów, gęsta sieć irygacyjna. Każdy sikh przyzna, że Pendżab to spichlerz Indii. W autobusie czytam w „Hindustan Times”, że do Pendżabu przyjechała delegacja rolników nepalskich, uczyć się wydajnych metod uprawy ryżu. Jedziemy na wschód, do Czandigaru (Chandigarh). Późnym wieczorem autobus wyrzuca nas w tłum autorykszarzy. Jedziemy ulicami miasta, nie wierzymy własnym oczom: szerokie aleje, przegrodzone szpalerami wysokich drzew. Ronda-klomby. Po obu stronach drogi również drzewa, trawniki i dopiero parkingi, na których zamiast rowerów i rykszy, stoją samochody. W Polsce nie zwrócilibyśmy na to uwagi, ale tutaj patrzymy na Indusów na tle betonowych budynków, jak na jakiś dziwny kolaż. Idziemy do hotelu, po drodze mijamy restaurację […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2009-11-30

If you, guys, wanna be a sikh…

7_L

Lśniąca, biało-czarna posadzka zasłana była zwłokami ludzkimi. Amrit Savar, czyli Jezioro Nektaru gęste i ciemne od krwi. Gładkie niegdyś marmurowe ściany podziurawione od kul. Nad Złotą Świątynią unosił się dym… Tak było w 1982 roku, gdy doszło do kilkudniowej obławy w największej sikhijskiej świątyni. W restauracji poznajemy Shevę. Ma 24 lata, świetnie mówi po angielsku. Na głowie ma obcisłą pończochę ze znaczną bulwą na czubku głowy, to turban, wersja sportowa, rozwiązanie dla młodych, szybko żyjących mężczyzn. Żaden sikh nie pokazuje się publicznie bez turbana, istnieje jednak dowolność w kolorystyce i wiązaniu. Na nadgarstku ma prostą, metalową bransoletę, tłumaczy, że przypomina mu, aby nie popełniał złych czynów. Mamy już dwa atrybuty sikha. Sheva przyznaje się, że nie jest głęboko religijny. Tradycyjny […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2009-11-22

„Niezwykłe” miejsce

1

Nie mogę złapać oddechu. Mrużę piekące oczy. Napotkani po drodze podróżni ostrzegali nas. Jednak Bikaner potraktowaliśmy jako przystanek w drodze na północ Indii. Bikaner to miasto – czerń, najbardziej chyba zanieczyszczone miejsce na świecie. Gęste spaliny zakłócają pole widzenia, otwarte ścieki nie pozwalają oddychać. Bikaner nie ma sobie równych, ani Lima, ani Mexico City, a nawet Pekin. Nie wyróżnia się niczym specjalnym. Niczym oprócz tego, że nieopodal znajduje się jedna z najbardziej niezwykłych świątyń w Indiach. A jak w Indiach, kraju pełnym anomalii coś określane jest mianem „niezwykłe” to jest to kosmos. Kosmos albo Karni Mata. Jedziemy za miasto. Na horyzoncie rysuje się prosty budynek z imponującym marmurowym portykiem i srebrnymi wrotami. Plac przed świątynią jest pełen drobnych straganów z […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2009-11-18

Latający dywan

3

Na kolorowych murach obok plakatów reklamujących  najnowsze bollywoodzkie superprodukcje widnieją rysunki i napisy w hindi oraz komunikaty w języku angielskim. Piękne jest to, że pisownia odpowiada fonetyce, więc wszędzie jest mnóstwo byków. Przy straganie z gotowanymi jajami widnieje dumny napis National eg center. Przy małym biurze podróży apel do turystów We are New. We are not In Lonely Planet yet. Please, give us a chance. I w końcu Government autirised bhang shop. O bhang słyszałam już wcześniej, wiedziałam, że jest to używka i że jest nielegalna. Tym bardziej się zdziwiłam widząc szyld i siedzącego pod nim otępiałego Indusa. Podeszliśmy. Indus zaczął recytować, że bhang to zupełnie nieszkodliwa substancja zrobiona z liści i kwiatu marihuany i można go legalnie nabyć w […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2009-11-18

Oswajanie

oswajanie

To niesłychane, że w Indiach w każdym nowym miejscu przechodzimy chrzest bojowy. W pierwszym kontakcie zawsze jestem zagubiona, po dwóch dniach czuję się jak w domu. Wiem już, że bezdomny który co rano łapie mnie za rękaw jest zupełnie nieszkodliwy, ostatnio puścił nawet do mnie oko. Wiem, że rikszarz, który zachodzi mi drogę tuż pod drzwiami naszego hotelu nie jest oszustem i nawet nieźle mówi po angielsku. Wiem, gdzie kupić wodę, gdzie proszek do prania. Ale ta historia, ten proces oswajania odnawia się za każdym razem, a wtedy już czas na kolejne miejsce. Tak naprawdę nasza podróż w dużej mierze składa się z „organizowania”. Czasami kupno biletu na pociąg, wybrnie restauracji czy miejsca na nocleg, znalezienie najtańszego Internetu, obranie następnego […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2009-11-18

Autobus do Khuri

1

Uciekamy od zbyt komercyjnej jak na nasz gust oferty wyprawy na wielbłądach w głąb pustyni w Jaisalmer i wsiadamy w lokalny autobus do Khuri, osady na zachód od miasta. Pojazd stoi na środku placu targowego, wlewają się do niego chłopi wracający do domów. Wszystkie kobiety w jaskrawobarwnych sari, nie ma ani jednej Induski ubranej inaczej. Wsłuchuję się w ich język. Wiem że to radżastański (devanagari), ale dla mnie brzmi jak hindi. Nie po raz pierwszy podczas podróży czuję się, jakbym miał przytępione zmysły, które nie pozwalają mi zanurzyć się w otaczający mnie świat. Mamy szczęście, siedzimy. Wkrótce wszystkie siedzenia są zajęte. Ale to nie znaczy, że nie ma „miejsc”, szybko zapełnia się korytarz, potem szoferka kierowcy (7 osób). Ponieważ zabraliśmy […]

Przeczytaj resztę wpisu...
Jaisalmer / 2009-11-18

Jaisalmer

Jaisalmer_C 090

Jesteśmy w średniowiecznych Indiach. Mieszkamy za murami ogromnego fortu na skale, zbudowanego z brył piaskowca, widać stąd szczyty wiekowych świątyń dżinistów. Podróż dookoła świata czasami wydaje się również podróżą w czasie. Cały dzień spędzamy wędrując po sześciu świątyniach. Wyznawcy dżinizmu odrzucają podział kastowy i wierzą, że zbawienie osiąga się, oczyszczając duszę poprzez post i medytację. Niezwykle ważna jest ahinsa, wyrzeczenie się przemocy, rozpowszechniona później przez hinduskiego ojca narodu, Mahatmę Gandhiego. Skrajni dżiniści oddychają przez chustę, aby nie zabijać życia, którym, według ich wierzeń przepełnione jest powietrze. Dżinizm wywodzi się z hinduizmu. W świątyniach znajdują się wizerunki ważniejszych hinduskich bóstw. Każde z nich ma wiele wariacji, postaci, wcieleń i wyobrażeń. Podobno hinduski panteon liczy 300 milionów bóstw. Jeden bóg na czterech […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2009-11-18

Jaisalmer Limited

jaislamer limited

W Jaipurze podejmujemy decyzję. Jedziemy jeszcze dalej na zachód. Wsiadamy w pociąg do Jaisalmer, pustynnego miasta, głęboko w trzewiach Radżastanu. Trzynastogodzinna podróż „sleeperem” jest wygodniejsza niż się spodziewałem. Obok nas oraz nad nami leżą Indusi, owinięci w chusty i koce. Budzę się o szóstej rano, jest mi gorąco w puchowym śpiworze. Na nogach mam piasek, który dostał się przez niedomknięte okno. Wyglądam na zewnątrz. Pustynia. Dojeżdżamy. Michał

Przeczytaj resztę wpisu...
2009-11-18

Jaipur

1

Pociągiem z Delhi jedziemy na zachód, do Radżastanu. Kupno biletu zajmuje pół dnia i jest tematem na osobną opowieść. Stara część Jaipuru jest żywcem wycięta z dawnej klechdy. Siedemnastowieczna, pięknie zdobiona, choć zniszczona zabudowa, po dachach której biegają małpy. Pałac Maharadżów. Wspaniały fort górujący nad miastem. Jakby Jaipur ciągle znajdował się pod panowaniem dynastii Radżputów. Wszystkie budynki pomalowane są na różowo. W XIX wieku Maharadża Ram Singh polecił udekorować w ten sposób miasto na przyjazd Edwarda, księcia Walii, późniejszego króla Edwarda VII. Dziś kolory są mocno wypłowiałe od słońca, ale wciąż piękne. Trzeba uciec za mury starego miasta, aby otoczenie zmieniło się w dobrze znaną innym indyjskim miastom bezładną zabudowę ulokowaną wzdłuż ulic, które jednocześnie pełnią funkcję kanalizacji miejskiej. Miałem […]

Przeczytaj resztę wpisu...