Monthly Archive for czerwiec, 2010

Brazylia
2010-06-29

Christo w gipsie

Zima w Rio.

Rio de Janeiro, 9 czerwca 2010 Chrystus jest w gipsie, stoi nieruchomo i ma skrępowane ciało. Cholerne rusztowania uwięziły ikonę w szkaradnym uścisku akurat teraz. Pech. Chrystus, czy w gipsie, czy bez gipsu nigdy nie jest taki jakiego znamy z filmów, gdzie w czołówce pojawia się w ruchu, dynamiczny, wibrujący, monumentalny i władczy. Ma co prawda oko na metropolię, wie kto z kim, gdzie i kiedy, ale nie ma żadnej kontroli nad niepokornym, krnąbrnym, hedonistycznym miastem. Nikt nie ma. Chrystus jest jedynie atrapą, podobnie jak liczne odziały uzbrojonej po zęby policji w kamizelkach kuloodpornych, którym cariocas (mieszkańcy Rio) otwarcie okazują pogardę. Chrystus jest raczej znakiem, punktem odniesienia. Stoję u jego stóp wpatruję się w legendarne Rio. Podobnie jak Balijczycy wyznaczają […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-06-26

Favela Rocinha

Favela Rocinha.

Rio de Janeiro, 5 czerwca 2010 Nie możemy opuścić Rio bez wizyty w faveli. Zastanawiamy się, czy nie spróbować dostać się tam na własną rękę, ale moglibyśmy najwyżej dyskretnie się rozglądać, udając zwykłego przechodnia, zostawiwszy wszystkie wartościowe rzeczy w hostelu. To nie dla nas. Chcemy zdjęć i nie chcemy bez celu błądzić po wąskich uliczkach, bez pojęcia gdzie należy wchodzić a gdzie pod żadnym pozorem nie wolno. Krótko mówiąc, potrzebujemy przewodnika i najlepiej, aby to był ktoś stamtąd, z drugiej strony barykady. Zaczynamy szukać. Hiszpański pomaga tam, gdzie już nikt nie mówi po angielsku. Przekręcamy słowa tak, aby brzmiały po portugalsku i zazwyczaj się udaje. W końcu dostajemy telefon do Briana. Chłopak pracujący w naszym hostelu mówi, że Brian to […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-06-19

Jeden dzień z życia mężczyzny

W tle Pratia Pepino, przygotowujemy się do lądowania.

Rio de Janeiro, 4 czerwca 2010 To będzie opowieść o jednym, długim dniu. Dniu, w którym wydarzyło się tyle, że wystarczyłoby na cały tydzień. O dniu, który stworzyła Agi, misternie nad nim pracując w tych rzadkich wolnych chwilach, kiedy nie było mnie w pobliżu, próbując na dystans zaplanować coś w mieście, którego nawet nie znała. Budzę się dosyć późno, jest już po 9.00. Spaliśmy długo, gdyż podróż autobusem z Puerto Iguazu trwała 24 godziny i byliśmy zmęczeni. Śpimy w ośmioosobowym dormie, wszystkie mniejsze pokoje były zajęte, gdyż jutro jest Boże Ciało, które w Brazylii jest dniem wolnym od pracy. Do Rio de Janeiro zjechali więc młodzi i starzy Brazylijczycy na czterodniową imprezkę. Agi leży pode mną, łóżka są piętrowe. Nagle […]

Przeczytaj resztę wpisu...
Argentyna
2010-06-16

Iguazú

Iguazu.

Puerto Iguazú, 1 czerwca 2010 Kiwam się w półśnie, otwierając i zamykając oczy. Jest 5.00 rano, już ponad 20 godzin trwa podróż z Buenos Aires, cały czas na północ, w stronę granicy z Paragwajem. Za oknem pochmurno, mgliście i wilgotno. Roślinność coraz bardziej tropikalna. Wpatruję się w zamglone drzewa. Nagle z mgły wyłania się przydrożna tablica. Zaspany próbuję ją odczytać. „Witamy. Wanda”. Wpatruję się dalej w mijany krajobraz. Dopiero po kilku minutach trafia do mnie, co widziałem. „Witamy?” Polski napis w środku argentyńskiej prowincji Misiones? Chyba mi się przyśniło. Na pewno mi się przyśniło. Docieramy do Puerto Iguazú. Nasz ostatni przystanek przed Brazylią. Przyjechaliśmy tu tylko w jednym celu. Cataratas. Wiedziałem czego się spodziewać, widziałem wiele zdjęć, Agi opowiadała mi […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-06-12

Galaktyka

La Boca - mikrostolica tango.

Buenos Aires, 31 maja 2010 Myślę – Buenos. Widzę – mięcho. Najpierw widzę posadzkę w biało-czarną elegancką szachownicę w przestronnej, arystokratycznej restauracji i menu z drukiem imitującym odręczne pismo, a tam mięcho. Co prawda w każdej możliwej postaci, ale mięcho, nic więcej. W Argentynie rozróżnia się „carne” (mięso) od „pollo” (kurczak) i gdy ktoś oznajmia, że jest wegetarianinem to porteño (mieszkaniec Buenos Aires) najpierw się zdziwi, a potem przyjmuje, że osoba jada kurczaka, który nie jest przecież mięsem. Nawet najbardziej typowe śniadaniowe ciasteczka, małe rogaliki o wdzięcznej nazwie media luna (półksiężyc), które tak harmonijnie łączą się z marmoladą i pysznym cappuccino są pieczone na bazie (o zgrozo!) tłuszczu wołowego! Ale argentyńskie steki warte są wszelkiej ceny, nawet wyrzeczenia się ideałów, […]

Przeczytaj resztę wpisu...
Chile
2010-06-10

Święty z pelikanem na głowie

00

Horcón, 23 maja 2010 Mężczyzna o wysmaganej wiatrem twarzy świadczącej o hardości ducha bierze do ręki dziwnie wyglądający kamień. Sprawnym ruchem maczety przecina go na pół. Ostrym końcem noża wydłubuje ze środka czerwone mięczaki. To piure, które miejscowi z upodobaniem jedzą na surowo wierząc w ich moc afrodyzjaku. Rarytas osiąga wysoką cenę ponieważ można go wydobyć jedynie nurkując na kilka metrów głębokości i odłupując ostrym narzędziem fragmenty skały. Czerwony glut dynda przed nosem Michała. Nie mógł odmówić. Połknął szybko w całości popijając całą szklanką cabernet sauvignon, szczepu typowego dla tego dziesiątego na świecie producenta win. Za chwilę jego szklanka napełniła się ponownie. Ja zostałam zupełnie zlekceważona przez grupę rybaków, co zrzuciłam na karb machismo i bez protestu przyjęłam, że Michał […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-06-08

!Al abordaje muchachos!

Uliczny portret Salvadora Allende.

Valparaiso, 22 maja 2010 W 1879 roku pomiędzy Chile a Peru wybuchła wojna. Powód był błahy, poszło o saletrę, koncesję na wydobywanie złóż boliwijskich oba kraje chciały mieć wyłącznie dla siebie. Wojna toczyła się głównie na morzu a obie floty młodych państw żądne były historycznych sukcesów. Arturo Prat dowodził chilijskim okrętem „Esmeralda”. Powierzono mu blokadę peruwiańskiego portu Iquique. Do dyspozycji miał tylko swój okręt i mały szkuner „Covadongę”. Reszta floty odpłynęła, aby zaatakować główny port Peru – Callao. Wkrótce pod Iquique przypłynęły pancerne okręty peruwiańskiej armady. Arturo Prat, miast wycofać się i czekać na posiłki, wygłosił krótką mowę z typowymi w takich sytuacjach słowami jak „honor”, „ojczyzna” i „bandera”. Rozgorzała bitwa, a gdy Peruwiańczycy próbowali staranować „Esmeraldę”, kapitan Prat wyciągnął […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-06-08

Bratanek, mąż, szampon do włosów

Widok na Santiago z Cerro de Santa Lucia. W tle widać Andy, ale mały aparat tego nie oddaje (Canon oddaliśmy do czyszczenia wcześniej).

Santiago de Chile, 20 maja 2010 Do małego hostelu o kolorowych ścianach i drewnianej podłodze wchodzi Maria, zaraz po niej Ana. Jak co dzień są punktualnie o ósmej rano. Buzi buzi, buzi buzi, potem kobiety dają po buziaku Sebastianowi, choć jest od nich jakieś dwadzieścia lat młodszy. Nie szkodzi. Kobiety, jedna zadbana około czterdziestoletnia, druga nieco pulchna i jowialna pięćdziesięciolatka, zagłębiają się w miękkiej sofie i rozpoczynają codzienną naradę. „Jak twój bratanek? Przeszedł mu już ten potworny katar sienny?” „Wiesz, mój Ricardo ma za dwa miesiące urodziny. Nie jestem pewna co mu kupić. Jak myślisz?” „Słuchaj, widziałaś ten nowy szampon do włosów? Mówią, że dwa razy zwiększa objętość, może jednak zamiast podcinać końcówki, kupię sobie taki. Jak myślisz?”, „Seba, jak […]

Przeczytaj resztę wpisu...
Nowa Zelandia
2010-06-03

Podróż dookoła świata

Cooper Pedy_Darwin_L 245

Ocean Spokojny (w samolocie) 15 maja 2010, Piszę na pokładzie samolotu, odbywamy właśnie najdłuższy do tej pory lot. Przekraczamy bezmiar Pacyfiku, który oddziela od siebie dwa światy: Australię i Oceanię od Ameryki Łacińskiej. Agi wierci się niespokojnie na myśl o życiu nocnym Santiago. Ma jutro urodziny, ale biedna będzie musiała czekać dwa razy dłużej zanim nadejdą, gdyż za dwie godziny przekroczymy linię zmiany daty i do Chile dolecimy wcześniej niż wyruszyliśmy, zyskując jeden dzień (a dokładnie: wylatujemy 15 maja o 16.55 a dolatujemy po 12 godzinach lotu 15 maja o 12.00 czasu lokalnego). To właśnie dzięki temu Willy Fogg nie przegrał zakładu. Tymczasem w samolocie, nie możemy się wprost doczekać lądowania na latynoskim kontynencie, tak bliskim nam obojgu. Zabijamy czas […]

Przeczytaj resztę wpisu...