Monthly Archive for kwiecień, 2010

Vanuatu
2010-04-25

Wielki Skok

1

Pangi (Pentecost), 10 kwietnia 2010 Stoi tam na górze. Wysokość ze 30 metrów. Mięśnie błyszczą w silnym słońcu. Nagi, z wyjątkiem owiniętego w szkarłatne namba penisa. Nad kolanami i łokciami powiewają jasnożółte frędzle, ozdoba z dzikiego hibiskusa. Ręce ma rozpostarte, uniesione do góry. Przez odchyloną do tyłu głowę przebiegają mu teraz sekretne myśli. Z dołu dobiega coraz głośniejszy śpiew, coraz energiczniejsze krzyki. To znak, że już czas. W końcu cisza. Klaszcze, składa ramiona i rzuca się głową w dół. Bezszelestny lot przerwany jest trzaskiem! Ale to dobry znak, zgodnie z planem pod ciężarem męskiego ciała łamie się platforma, a przywiązana do jego kostek lina napina się w końcu. Ale czy dobrze wymierzył odległość, czy wybrał dla siebie odpowiednią lianę? Choć […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-04-25

Pentecost

Zabawa z dzieciakami z Pangi o zachodzie słońca.

Pangi (Pentecost), 9 kwietnia 2010 Wchodzę na pokład i rozglądam się z niepokojem. Stare, wytarte fotele, ciasno i duszno. Nie tak wyobrażałem sobie ten lot. „Safety jackets are located below your seat”. Zaglądam tam, ale jest tylko kurz. Samolot – mały dwuśmigłowiec, zabiera jedynie 18 pasażerów. Powinienem się był domyśleć już przy odprawie, gdy naziemna obsługa skrupulatnie ważyła nie tylko każdą torbę, ale i każdego pasażera. Drzwi do kabiny pilota otwarte na oścież, widać GPS na głównym ekranie i każdy pasażer może sprawdzić, gdzie się aktualnie znajdujemy! Oprócz nas jest tylko jeden biały i nie wygląda na turystę. Lecimy na przemian nad błękitnymi wodami Pacyfiku i zielonymi, górzystymi wyspami. Gdy już dochodzimy do siebie po starcie, udaje nam się nawet […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-04-21

Na kavie

Ulice Lugenville.

Lugenville, 9 kwietnia 2010 O Vanuatu czytałam kiedyś w DF. Że na Pacyfiku, że powierzchnia państwa się zmniejsza, że wyspom grozi powolne zatopienie. Pamiętam kolorowe, wzorzyste suknie dużych kobiet… Na lotnisku wita nas string band – radosne dźwięki przypominająca raggae oraz męski kwartet śpiewający ze ściśniętym gardłem wydając z siebie wysokie, nieco zabawne tony. Potem były już tylko ogromne, niekończące się, biało zębne uśmiechy, które nieustannie nam towarzyszą. I kolorowe, ogromne suknie z bufiastymi rękawami, które falują na wietrze. I duże, ciepłe i miękkie czarne mamy o pełnych policzkach i krótko obciętych sterczących afro. Każda z nich ma po parasolce, z którą nigdy się nie rozstaje. Gigantyczne, tęczowe parasole, chronią na zmianę przed słońcem i deszczem. Zewsząd dochodzi nas zdrowy, […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-04-21

Dama z jednorożcem

Reklama lokalnej telefonii komórkowej.

Lugenville, 5 kwietnia 2010 Przebiegamy przez ulicę Lugenville. Przystajemy na środku jezdni, tuż przed nami przejeżdża pickup, wyrzucając na nas czarną chmurę spalin. Krzywię się odruchowo, zanim jeszcze poczuję smród. Ale zapach nie jest wcale nieprzyjemny. Coś jak wiórki kokosowe? Kokosanki? Kokos! Na szczęśliwych wyspach Vanuatu produkuje się koprę (wysuszony miąższ kokosowy), z którego wytłacza się olej kokosowy, używany m.in. jako paliwo. Narodowym językiem jest bislama, pigeon English, zniekształcony angielski, pisany fonetycznie, z domieszką słów z lokalnych języków i przyprawiony odrobiną francuszczyzny. Na studiach, w biznesie oraz przy wszelkich bardziej skomplikowanych dyskursach używa się angielskiego albo francuskiego. Ale codzienne sprawy załatwia się w prostym bislama. I wszystko wydaje się tutaj tak proste jak ten język. Santo to największa wyspa archipelagu, […]

Przeczytaj resztę wpisu...
Australia
2010-04-20

No worries, mate!

Widok z promu płynącego na słynną plażę Bondi.

Sydney, 31 marca 2010 W Sydney mieszkamy w jednej z najstarszych dzielnic miasta – Wooloomooloo tuż przy cieszącej się złą sławą dzielnicy Kings Kross. Fryzjer powiedział mi, że żyje tu największa społeczność gejowska na świecie. Dzielnica tętni życiem 24 godziny na dobę, główną ulicą pielgrzymuje najdziwniejsza mieszanka ludzi. Prostytutki, bezdomni, artyści, dziwacy, obłąkańcy, marynarze i turyści. Tu znajdują się większość hosteli w mieście, a przed nimi rozciąga się długi szpaler samochodów sprzedawanych przez backpackersów. Sydney swoimi wysokimi cenami skazuje na spanie w dormitorium, czyli pokoju wieloosobowym. Po trzech tygodniach spędzonym w rozgrzanym vanie z psującą się klimatyzacją, gdzie wysoka temperatura wykończyła nasze telefony komórkowe był to i tak luksus. Szczególnie, że dzięki temu wylądowaliśmy w jednym pokoju z Sheanem, Nowozelandczykiem, […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-04-16

Ostatni etap

Wetlands

Darwin, 27 marca 2010 Kolejne dni mijają, a my ciągle na Stuart Highway, wciąż na północ. Trzeciego dnia po opuszczeniu Alice Springs, krajobraz zaczyna się zmieniać. Nadal nie ma żywego ducha, ale półpustynia i busz przechodzi stopniowo w sawannę, porośniętą coraz wyższym lasem. Zatrzymujemy się na małej, zakurzonej stacji benzynowej. Naszą uwagę przykuwa napis „Traditional pies here”. W środku kilka stolików, przy jednym siedzi aborygeński dzieciak na wózku inwalidzkim, przy przeciwległej ścianie dwóch grubych Australijczyków coś wcina. Podobno mają tutaj świetny australijski przysmak – ciastko francuskie z wołowiną. Rzeczywiście. Pyszny, kruchy gulasz wołowy i delikatna powłoka z ciasta. Rozmiarów XXL jak sama Australia. Dojeżdżamy do Mataranki, znanej z gorących źródeł. Zanurzam się w ciepłej, kryształowo czystej wodzie. Obok mnie Aussie […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-04-16

Skała

2

Uluru-KataTjuta National Park, 20 marca 2010 Dzień dobry, tu infolinia ministerstwa takiego i takiego. Jeśli jesteś przedstawicielem rasy aborygeńskiej wybierz „1”, jeśli jesteś przedstawicielem rasy kaukaskiej wybierz „2”. Jeśli chcesz się połączyć z naszym konsultantem wybierz „9”. Ten podział nigdy nie zniknie z Australii. Siedzą. Leżą. Chodzą z miejsca w miejsce. Coś sobie chaotycznie tłumaczą. Wskazują na coś. Wracają. Siedzą. Leżą. Piją. Żyją średnio 20 lat krócej od białych Australijczyków. Dopiero od końca lat sześćdziesiątych są Australijczykami, bo przedtem, według prawa, byli nikim. Duże głowy, kanciaste rysy twarzy, długie ramionami i chude nogi. Krzyki w McDonald’s. Siedzący w przydrożnych pubach za zastawionymi piwem stołami. Obojętni. Nie odpowiadający na uśmiech. Unikający wzroku. Nie zetknęłam się dotąd z drugą tak nieprzeniknionymi ludźmi. […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-04-16

G’day mate!

1

Outback /Curtin Springs Roadhouse, 17 marca 2010 Jedziemy coraz dalej, głębiej, zbliżamy się do jądra. Od Uluru dzieli nas już tylko kilka dni drogi. Godzinami przemierzamy płaski jak naleśnik teren patrząc jak otaczający nas busz subtelnie zmienia oblicze. Jak ziemia nabiera kolorów dojrzałej pomarańczy, potem płowieje i staje się rdzawo- czerwona. W dzień pali niemiłosierne słońce, w nocy hula wiatr. Od wschodu do zachodu słońca atakują setki wygłodniałych much, które desperacko poszukują wilgoci. Wchodzą do oczu, ust, nosa. Dostaję bzika, a niedługo potem kapelusz z „woalką” w prezencie. Muchy oglądam już tylko zza siatki. Wypatrujemy zwierząt. Mijamy dzikie konie, strusie emu, psy dingo, wielbłądy i dzikie krowy. No i wraki, bo jak wysiądzie tu samochód, to często bardziej opłaca się […]

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-04-12

Sic transit gloria mundi

1

Usiedliśmy w kafejce na Vanuatu, żeby zaktualizować bloga. Otworzyliśmy Onet. O wszystkim już wiemy. Jesteśmy wstrząśnięci. Łączymy się z Wami w żalu. Agi i Michał

Przeczytaj resztę wpisu...
2010-04-12

Białasa dziura w ziemi

0

Cooper Pedy, 15 marca 2010 Docieramy do Woomery, targanego wiatrem miasta, które kiedyś było bramą do tajemniczych obszarów Zakazanej Strefy Woomera. W latach 1952-63 Wielka Brytania przeprowadziła tam siedem prób atomowych i setki innych eksperymentów militarnych. Jakoś przeoczono fakt, że ziemia od wieków zamieszkana była przez Aborygenów z plemienia Maralinga Tjarutja. Dzisiaj znajduje się tam azyl dla emigrantów z Azji, oczekujących albo na deportację, albo na zezwolenie na pobyt. I znowu jedziemy przez płaski, monotonny krajobraz. Czasami jedyną atrakcją na horyzoncie jest tablica ostrzegająca przed jazdą bez odpoczynków albo rymowane wierszyki przypominające o konieczności postoju, np. „Arrive alive, break the drive”. Setki kilometrów mijają a bezkres Australii pozostaje niewzruszony. Wreszcie jednostajny krajobraz pustynny ulega urozmaiceniu. Pojawiają się przydrożne billboardy, znak […]

Przeczytaj resztę wpisu...